Nasza patronka – Halina Poświatowska była wyjątkową osobą. W swoim krótkim bo zaledwie 32-letnim życiu osiągnęła więcej niż niektórzy w ciągu całego długiego życia. Ciężka choroba, która dotknęła ją już w dzieciństwie, nie przeszkodziła jej w zajęciu zaszczytnego miejsca w gronie najlepszych polskich poetów współczesnych.
Halina Poświatowska urodziła się 9 maja 1935 r. w Częstochowie. Była pierwszym z czworga dzieci Stanisławy i Feliksa Mygów. Na świadectwie urodzenia i chrztu figuruje pod imieniem Helena – nikt jednak tak się do niej nie zwracał. Dzieciństwo upłynęło jej w szczęściu i spokoju aż do stycznia 1945 roku, kiedy to armia radziecka rozpoczęła oswabadzanie Częstochowy. Dziewięcioletnia wówczas Halinka zmuszona była przez 3 dni przebywać wraz z matką w zimnej i wilgotnej piwnicy. Układ odpornościowy malutkiej dziewczynki nie wytrzymał tej próby – poetka zachorowała na anginę, która po powikłaniach doprowadziła do poważnej choroby serca. Uleczalna dzisiaj choroba, była wówczas odłożonym w czasie, powolnym wyrokiem śmierci. Ta tragiczna wiadomość znalazła odzwierciedlenie w jednym z jej wierszy.

Mimo iż poetka zdawała sobie sprawę z bliskości śmierci pragnęła żyć jak wszyscy inni ludzie. Pragnienie to nasiliło się jeszcze bardziej, gdy w 1952 r. poznała Adolfa Ryszarda Poświatowskiego, studenta Wyższej Szkoły Teatralnej i Filmowej w Łodzi, podobnie jak ona chorego na serce. Był pierwszym chłopakiem, którym zainteresowała się poetka. Szybko stali się najbliższymi przyjaciółmi, wkrótce też oboje zapałali do siebie gorącą miłością i postanowili się pobrać. Okazało się jednak, że nie jest to takie proste. Zarówno rodzice poetki i jej lekarz próbowali odwieść młodych od tej decyzji, obawiając się o jej zdrowie. Poetka była jednak bardzo uparta i po dwuletniej znajomości, 30 kwietnia 1954 r. wzięła z Adolfem ślub cywilny, a 21 sierpnia 1954 r. ślub kościelny. Z tamtego okresu pochodzi „Wiersz o miłości”
Młodym małżonkom nie dane było długo cieszyć się wspólnym szczęściem. 22 marca 1956 r., niespełna dwa lata po ślubie, podczas gdy Poświatowska przebywała w sanatorium w Rabce, umiera jej mąż. W wydanych wiele lat później” Opowieściach dla przyjaciela” tak wyraża swój żal: „Ta śmierć, przyjacielu, dotknęła mnie bardziej niż wszystkie, które przeżyłam dotąd. Ta śmierć dotyczyła mnie bardziej(…). Odchodził ode mnie zostawiając mnie bardziej samotną niż wtedy, kiedy nie było go jeszcze. Nie umiałam się z tym pogodzić”.
Poetka długo nie mogła dojść do siebie po śmierci męża. Dużym oparciem dla niej był w tym czasie profesor Aleksandrowicz.
„Przywykłam nie wierzyć bezwzględnie, a to znaczy, że wierzyłam także wtedy, kiedy mi nakazywał żyć. Dzięki jego krzepiącej obecności potrafiłam przełamać zakradającą się do moich myśli apatię, potrafiłam bez paraliżującego lęku myśleć o jutrze”.
Matka starała się jej pomóc w inny sposób. Nie mówiąc nic córce, pozbierała zeszyty z jej wierszami i zaniosła do redakcji gazet. Po raz pierwszy świat miał okazję zetknąć się z twórczością Poświatowskiej 17 grudnia 1956 na łamach „Gazety Częstochowskiej”. Sama poetka uznawała jednak swój debiut dopiero wiersze opublikowane w „Zebrze”. W pełni z apatii pomógł jej się wyrwać dopiero poznany w listopadzie 1957 r. Na jej wieczorku poetyckim Ireneusz Morawski. Bardzo szybko stali się bliskimi przyjaciółmi widywali się często a gdy Morawski wyjechał na studia do Wrocławia, kontynuowali swoją znajomość listownie.
Niestety poetka zaczęła podupadać na zdrowiu. Kłopoty z sercem dawały o sobie znać coraz bardziej. Już pod koniec 1957 r. profesor Aleksandrowicz podjął decyzję o wysłaniu Haliny Poświatowskiej na operację serca do Stanów Zjednoczonych. Na przeszkodzie ku temu oprócz olbrzymich kosztów podróży i samej operacji stanęła niechęć władz do wydania poetce zezwolenia na podróż do Ameryki.
W końcu po wielu miesiącach oczekiwania i niezliczonych wyjazdów poetki na pokładzie” Batorego” płynie do Montrealu, a stamtąd samolotem dociera do Nowego Jorku. Na miejscu długo przebywała w szpitalu zanim wyznaczono termin operacji. Nawet wtedy, aż do ostatniej chwili, za względu na ryzyko, nie wiadomo było czy się odbędzie. Oczekując na operację, Poświatowska nie zaniedbywała pisania. Powstał wtedy ten między innymi „wiersz o sobie”.
Operacja poetki, ku zdziwieniu lekarzy, powiodła się. Młoda Polka już po kilku dniach rekonwalescencji stanęła na własnych nogach. Kilka tygodni po operacji dotarła do niej z Polski informacja o wydaniu jej pierwszego tomiku wierszy zatytułowanego „Hymn bałwochwalczy”. Wiadomość o tym oraz o pochlebnych recenzjach jej wierszy przyśpieszyła jej powrót do zdrowia.
Ku zaskoczeniu wszystkich i wbrew Polonii postanowiła pozostać w Ameryce i skończyć tam studia. Wybrała Smith College, który ukończyła z bardzo dobrymi ocenami. Nie było to łatwe, gdyż przez całe trzy lata nauki utrzymywała się jedynie z niewielkiego stypendium przyznanego jej przez uczelnię oraz dotacji. Nie zaniedbywała oczywiście poezji. Wiele jej ówczesnych utworów nawiązywało do jej przeżyć w Ameryce, nadal jednak mimo poprawy zdrowia była świadoma nieustającej bliskości śmierci. Świadczy o tym jeden z jej wierszy „Wiersz dla mnie”.
Już w trakcie studiów zatęskniła za domem. Po otrzymaniu dyplomu, w lipcu 1961 r. wróciła do Polski. Rozpoczęła studia filozoficzne na Uniwersytecie Jagiellońskim. W 1963 r. ukończyła je i objęła katedrę filozofii przyrody. W tym roku ukazał się również jej drugi tomik poezji „Dzień dzisiejszy” poświęcony profesorowi Julianowi Aleksandrowiczowi, zawierający m.in. utwory napisane w Stanach Zjednoczonych oraz tłumaczenia wierszy Federica Garcii Lorca.

Jednak rok 1963 nie był dla Poświatowskiej wyłącznie rokiem sukcesów. Wtedy właśnie Ireneusz Morawski, z którym przez te wszystkie lata korespondowała, przerwał ich znajomość. Poetka bardzo to przeżyła i dała upust swym uczuciom w wierszach: „Byłeś dla mnie tylko czworokątem papieru” i „Ty miły jesteś ślepy”.
Wiersze te mówią jak bliski był dla niej Morawski. Kilka miesięcy później poznała aktora Jana Adamskiego. To on wypełnił lukę po Morawskim. Poświatowska zaczęła kierować długie, osobiste listy do niego.
„Lepiej mi, albo i nie lepiej. Pustą jest okropnie, nie ma nawet tego dnia wyznaczonego, do którego trzeba czekać, bo tak zależy to od pogody, od pracy, wreszcie mojego serca, serca – potwora, nie żadnej takiej przenośni. Jeśli ono będzie uprzejme zachowywać się przyzwoicie, powiedz, jak je uprosić, jak zmusić? Tylko nie każ mi myśleć rozsądnie, bo wcale nie chcę, chociaż na odświętną okazję umiem, umiem, ale nie chcę! Rozsądek podpowiada mi mnóstwo smutnych rzeczy, prawdę mi mówi – o mnie, o moim zdrowiu, o moich nastrojach bardziej zmiennych niż ta marcowa pogoda, o tym, że chyba nie potrafię być po prostu szczęśliwa, a jeśli – to tylko na chwilę, tylko przy Tobie, a w środku jest – ach, jaka zawierucha … jest marcowa pogoda… (…).”.

Jednocześnie rozpoczęła pracę nad „Opowieścią dla przyjaciela”, do napisania której posłużyły jej listy wysyłane przez wszystkie te lata do Morawskiego. Praca nad tym jej jedynym prozatorskim dziełem, była dla niej trudna. Poetka sama w jednym z listów wspominała:
„Pisałam, przepisywałam i znowu pisałam, każde zdanie pięć razy, w efekcie wstawiałam od maszyny jak od cepów.”
Poświatowska w ogóle uznawała umiejętność dobrego pisania za trudną sztukę. W jej dorobku znajduje się nawet wiersz na ten temat.
W latach 1964 – 1966 cały swój czas dzieliła na pisanie „Opowieści dla przyjaciela”, wykładanie na uniwersytecie i podróże. Wydała także trzeci tomik poezji „Oda do rąk”. Podczas podróży odwiedziła m.in. Paryż i Belgrad. Podróże te wpłynęły jednak negatywnie na stan jej zdrowia. Rok 1967 z krótkimi przerwami spędziła chorując. Osłabiło to jej serce do tego stopnia, że konieczna okazała się operacja. Początkowo datę ustalono na koniec sierpnia, jednak ostatecznie odbyła się dopiero 3 października. Poświatowska bardzo się jej bała. Zaczęła znowu myśleć o śmierci.
„Czy wszystko pozostanie tak samo, kiedy mnie już nie będzie? Czy książki odwykną od dotyku moich rąk, czy suknie zapomną o zapachu mojego ciała? A ludzie? Przez chwilę będą mówić o mnie, będą dziwić się mojej śmierci -zapomną. Nie łudźmy się, przyjaciele, ludzie pogrzebią nas w pamięci równie szybko, jak pogrzebią w ziemi nasze ciała. Nasz ból, wszystkie nasze pragnienia odejdą razem z nami i nie zostaje po nich nawet puste miejsce. Na ziemi nie ma pustych miejsc.”
Halina Poświatowska zmarła 11 października 1967r. Została pochowana na cmentarzu w Częstochowie. Na Jej nagrobku wyryto „Tak wiele serc ku tobie biegnie, że mógłbyś być…”. Jest to cytat z jednego z jej wierszy.


Obecnie trwa
-

Nadchodzące wydarzenie

Finansowanie projektu Cyfrowa Halinka ze środków Unii Europejskiej w ramach Regionalnego Programu Operacyjnego Województwa Łódzkiego na lata 2014-2020